Oliver Sykes siedział w studiu nagraniowym na skórzanej kanapie wraz z resztą zespołu i czekał na menadżera. Zaledwie dzień wcześniej Phil wręczył im do domu kartki z nową piosenką, z którą mieli się jak najlepiej zapoznać. Było to odrobinę dziwne, bo zawsze mieli o wiele więcej czasu na próby. Nagranie jednego utworu zabierało im godziny, a oni czasem byli już tak zmęczeni, że zasypiali w studiu. Sykes wszystkich członków traktował tak samo. Dla niego cała szóstka i on tak samo ciężko pracowali i przyczyniali się do powstania zespołu. Jednak jego współpracownicy mieli wobec tego inne zdanie. Dla nim to właśnie Oli był gwiazdą zespołu. Ale co się dziwić. Jako wokalista wykonywał najważniejszą część. W każdej piosence dawał z siebie wszystko nie raz zdzierając ostro gardło. I za to poświęcenie go uwielbiali.
Patrząc z boku na zespół można rzec, że wygląda śmiesznie. Dorośli mężczyźni grają mocną i ogłuszającą muzykę. Ale jak pięciu mężczyzn zdołało się dogadywać i zgrywać tak dobrze? Oni sami nie wiedzieli. To wychodziło tak po prostu. Czuli się swobodnie w swoim towarzystwie, uwielbiali razem pracować. I właśnie to się liczyło.
Do pomieszczenia w końcu wszedł lekko zdyszany Phil. Miał trzydzieści pięć lat i zamiast bawić się w rodzinę, szukać sobie żony, wolał zajmować się zespołem, dzięki, któremu stał się naprawdę cenionym człowiekiem.
- Przepraszam, że tak długo. Okropne korki na mieście.
Oliver przyjrzał mu się uważniej marszcząc czoło. Zwykle widywał menadżerów różnych zespołów odwalonych w garnitury i krawaty. A ich Phil chodził tak po prostu w luźnych jeansach i bluzie z kapturem. Marynarkę wyciągał jedynie na ważne spotkania i imprezy.
- Jasne - kiwną na niego Jordan.
- A więc mamy dziś sporo do zrobienia. Piosenka sama się nie nagra! - ruchem ręki, pokazał chłopakom aby wstali. - A gdzie Ezra? - rozejrzał się po pomieszczeniu szukając dźwiękowca.
- Czekając na ciebie poczuł potrzebę skorzystania z bufetu na dole.
- No jak zawsze! - zaśmiał się Phil, w ogóle nie wyglądając jakby był zły.
Cały zespół przeszedł do pomieszczenia za szybą i każdy z mężczyzn zajął swoje miejsce za odpowiednim sprzętem.
Mattew porwał w ręce pałeczki od perkusji, Jordan włączył swoje klawisze, Lee i Matt wydobyli swoje gitary z pokrowców, a Oliver ustawił się za mikrofonem do nagrań i założył na uszy słuchawki.
- Chłopaki ja tak do końca to nie ogarniam tego końca drugiej zwrotki. Ćwiczyłem w domu, ale nie wiem czy to o to chodzi. - Oznajmił bez skrupułów Lee.
Wszyscy zgodnie pokiwali głowami, postanawiając poświęcić temu fragmentowi więcej czasu.
Gdy wrócił Ezra i wszystko przygotował, zespół też był gotowy. W słuchawkach Olivera zabrzmiały pierwsze fragmenty piosenki, ale chłopak popełnił błąd i wszedł w złym miejscu. Dał znak ręką, żeby puścić od nowa muzykę i skupił się jak tylko mógł.
Sykes siedział w swoim czarnym Jeepie na malutkim parkingu dwie ulice od swojego mieszkania. Przed nim znajdował się duży neon reklamujący studio tatuażu, w którym był wczoraj. Był zadowolony z nowego tatuażu, a w szczególności z tego kto go wykonał. Szatynka, którą wczoraj spotkał zaprzątała mu każdą myśl. Nie mógł zapomnieć o jej prostych, czarnych włosach, dużych ciemnych oczach i warkoczyku przy twarzy. Na myśl o tatuażach pokrywających jej ręce, po jego ciele przechodził dreszcz. Wspomnienie jej głosu, który brzmiał jakby najpiękniejszy anioł przemawiał prosto do niego. Jej skupiona, blada twarzyczka i ręce, które tak delikatnie co jakiś czas muskały jego skórę. Nie przeszkadzało mu nawet, że miała na sobie czarne silikonowe rękawiczki. Dla niego była po prostu ideałem kobiety. Wysoka o długich nogach i smukłym ciele. Tak bardzo chciałby wziąć ją w objęcia, muskać jej skórę i badać jej każdy fragment.
I oto, piętnaście minut po dwudziestej pierwszej, jego oczom ukazała się w całej okazałości. Porywisty wiatr zmierzwił jej włosy i szarpał poły niezapiętej kurtki. Zacinający deszcz moczył jej włosy i ubranie, a ona dzielnie szła przed siebie. Najwyraźniej nie miała samochodu, którym wróciłaby do domu. I oto Oliverowi chodziło.
Odpalił samochód, a silnik zawarczał cichutko. Zatrzymał się obok idącej i, coraz bardziej mokrej Hannah. Otworzył okno, a dziewczyna z roztargnieniem spojrzała na niego.
- Wsiadaj! - rzucił w jej stronę.
Pokręciła przecząco głową, ale zatrzymała się.
- Wsiadaj! - powtórzył dobitnie, a tym razem posłuchała. Wsunęła się na miejsce pasażera i spojrzała na chłopaka.
- Zamoczę ci samochód.
- Nie martw się - machnął ręką.
- Robiłam ci wczoraj tatuaż prawda? - zagryzła pełne usta. - Wszystko z nim dobrze?
- Tak, wszystko w porządku. Chyba nie zamierzałaś wracać do domu w taką pogodę na piechotę?
- Jasne, że nie. Niedaleko jest przystanek.
Oliver momentalnie przypomniał sobie jak wygląda okolica i gdzie znajdują się przystanki i postoje taksówek.
- Cztery ulice dalej - uniósł jedną brew. - To trochę dalej, niż niedaleko.
- Skąd wiesz, że cztery?
- Mieszkam za rogiem - wzruszył ramionami. - Pozwolisz, że w końcu się przedstawię. Oliver - wyciągną rękę w jej stronę.
Jej drobna dłoń wślizgnęła się w jego dużą rękę i ścisnęła leciutko.
- Tak wiem. Jestem fanką.
- Czyli jednak się domyśliłaś? - na jego twarzy wystąpił szczery uśmiech.
- Z lekkim opóźnieniem - odwzajemniła jego gest. - Hannah.
- Wiem - mrugnął do niej. - A więc gdzie mam cię zawieść?
- No nie wygłupiaj się - zaprzeczyła pośpiesznie. - Mieszkam po drugiej stronie miasta!
- Dla mnie to nie problem. - Ucieszył się nawet z tego powodu. Będzie mógł siedzieć z nią dłużej niż się tego spodziewał. Odpalił silnik i wyjechał z parkingu, włączając się w ruch. - W której dokładnie części miasta?
Nie podała mu dokładnego adresu, ale pokierowała w odpowiedni rejon.
- Możesz po prostu wysadzić mnie pod pierwszym lepszym marketem? Naprawdę sobie poradzę.
- Marketem? - powtórzył nadal patrząc na drogę. - W jakim celu?
- Musze kupić sobie coś na kolację. Zapewne mrożoną pizze jak zawsze.
- Mrożoną pizze?
- Czy to jakaś gra? Powtarzamy słowa po Hannah? - była najwyraźniej zirytowana jego odpowiedziami.
- Przepraszam. - Wzruszył ramionami. Wcale nie było mu przykro. - Jest gdzieś tu w okolicy jakaś pizzeria?
- Pizzeria? - tym razem to ona powtórzyła po nim. - Daj spokój, Oliver. Zwykła mrożonka z marketu mi starczy.
- Zabawna jesteś - skręcił nagle i zaparkował pod pierwszą lepszą napotkaną pizzerią. - Zapraszam.
Wyskoczył z auta i chciał otworzył jej drzwi, ale Hannah go ubiegła.
- Naprawdę nie trzeba - pokręciła głową.
- Oczywiście, że trzeba. - Wszedł do środka, a szatynka dreptała zaraz za nim.
Zajęli mały stolik przy ścianie, w głębi lokalu, urządzonego w ciepłych barwach.
Hannah upierała się, że nie trzeba nic zamawiać, że nie jest już głodna, więc Oliver sam złożył zamówienie, uśmiechając się przy tym do dziewczyny.
- Co taki sławny Oliver Sykes robi w tym obskurnym miejscu z dziewczyną taką jak ja? - westchnęła zmieszana i napiła się wody ze szklanki.
- Zamierza zjeść pizze - puścił jej oczko. - Nie stresuj się tak Hannah. Zjemy po prostu pizze i odwiozę cię do domu.
Nic już nie odpowiedziała. Czuła się wystarczająco dziwnie w towarzystwie sławnego piosenkarza.
Pizza, którą im przyniesiono była ogromna. Pixie wystraszona, że musi zjeść to wszystko prawie zachłysnęła się pitą wodą, a Oli po prostu wziął jeden kawałek i zatopił w nim zęby.
- Mmm, naprawę dobra - uśmiechnął się, oblizując usta.
A więc onieśmielona dziewczyna również zaczęła jeść, modląc się aby nie ubrudziła się jak świnia.
- Długo zajmujesz się tatuażami? - zagadnął ją miło Sykes.
- Cztery lata - odpowiedziała między gryzami.
- Bardzo podoba mi się ten co mi zrobiłaś wczoraj - pogłaskał się po ręce.
- Cieszę się - uśmiechnęła się skromnie. - Zapewne to nie był twój ostatni?
- Zapewne. - Jasne, że nie ostatni. Dla Olivera tatuaże były jak nikotyna. Uzależniały, a rzucenie tego nałogu było cholernie trudne. Choć Sykes nawet nie próbował zaprzestać. Uwielbiał swoje dziary i nie miał zamiaru skończyć tylko na tych. - Masz takie duże, intrygujące oczy Hannah.
Zarumieniła się. Czy naprawdę się zarumieniła?! Wyglądała tak uroczo z tym różem na policzkach i resztką sosu tuż przy kąciku ust.
- To za sprawą tony tuszu, który jest na moich rzęsach.
- Nie - pokręcił głową. - Te rzęsy tylko dodają twoim oczom uroku.
Nagle uniósł się odrobinę i sięgnął ręką przez stół, aby usunąć sos z twarzy dziewczyny. Ta momentalnie zastygła w bezruchu, a Oli wrócił na swoje miejsce, uśmiechając się.
Dokończyli posiłek, rozmawiając na niezobowiązujące tematy i znów wsiedli do auta. Tym razem Pixie podała dokładny adres swojemu towarzyszowi. Wiedziała, że i tak nie ustąpi i nie wysadzi jej na najbliższym przystanku.
- Spotykasz się z kimś? - zapytał nagle.
- Emm... - zmarszczyła czoło. - Nie.
Odpowiedź usatysfakcjonowała go, bardziej niż mógł się spodziewać.
- To tutaj? - zatrzymał samochód pod obskurną kamienicą.
- Tak, dziękuję - kiwnęła głową.
- To była dla mnie przyjemność - odparł.
- Dobranoc. - Wyskoczyła z auta.
- Do zobaczenia. - Odparł, zanim zatrzasnęła za sobą drzwi.
Mógł być pewien, że jeszcze się spotkają. Sam zamierzał o to zadbać.
Długo jeszcze stał i najpierw patrzył jak wchodzi do kamienicy i znika za drzwiami, później wpatrywał się w okna, aż jedno się nie zaświeciło. Z szerokim uśmiechem , odpalił auto i ruszył. Tego dnia zdarzyło się jeszcze więcej niż mógł się spodziewać i był zadowolony. Wciąż miał przed oczami roześmianą twarz dziewczyny, gdy siedzieli w pizzerii. Mógł być pewien, że jej śmiech znów spędzi mu sen z powiek.
Osobiście lubię ten rozdział.
Jestem właśnie w trakcie pisania rozdziału, ale zobaczyłam, że dodałaś nowy post, więc nie mogłam się oprzeć i przeczytałam. Rozdział naprawdę świetny!♥ Szkoda, że taki krótki. :(
OdpowiedzUsuńOliver, Hannah! Coś czuję, że zostanę tu na dłużej :)
OdpowiedzUsuńJeśli masz chęć i czas to zapraszam na duet, również o BMTH:
death-is-just-beginning.blogspot.com
No ten rozdział jest cudowny i powiem że mi też się podoba ;) czytanie twojego opowiadania to jak słuchanie muzyki w smutny dzień czyli coś wspaniałego :* ♥ czekam na 11 ;)
OdpowiedzUsuńOsobiście jesteś zajebista :D
OdpowiedzUsuńlecę czytać dalej ;)